Marzy mi się Equilibrium, czyli o tym jak ciężko mi żyć.
Mam problemy. Sama z sobą. I to nie jest tak, że ja nie wiem jak sobie z nimi radzić. Ja po prostu nie chce sobie z nimi radzić. Bo jeżeli stawie im czoła, to i tak przyjdą nowe. Więc po co mam się starać. Przecież wszyscy mają problemy. Wszyscy boimy się tego, że niedostatecznie dobrze radzimy sobie w życiu. No nie jest tak? To trochę jak obawa przed uznaniem za brzydkiego, chociaż tak naprawdę czujesz się świetnie w swojej skórze i nie rozumiesz dlaczego dzisiejsze kryteria oceny są tak pospolite. Ostatnio zostałam opisana dwoma pięknymi słowami, powiedziano mi, że jestem „pure soul”. Gównoprawda. Chciałabym być czystą duszą, a zamiast tego jestem pierdolniętym chaosem, który nie potrafi sklecić dwóch zdań na ten sam temat by opisać i w pełni oddać to, co czuje przez ostatnie tygodnie. Nienawidzę mówić o uczuciach. Nienawidzę patrzeć na uczucia. Nienawidzę okazywać uczuć. Wgl, nienawidzę uczuć. Jeżeli macie fantazje o sobie i waszym crushu na bezludnej wyspie czy jakiekolwiek inne kosmate myśli, to powiem wam, że to nic w porównaniu z moją fantazją o leku na uczucia. Bo one mnie przytłaczają. Wszystko komplikują. I najczęściej ukierunkowane są w jedną stronę. W stronę agresji i nienawiści. Dużo częściej myślę o rzeczach, których nie lubię i, które nie sprawiają mi przyjemności niż o tych, co dają mi satysfakcję. To z kolei prowadzi to bycia nieszczęśliwym. Szczęśliwy człowiek to ten, który chociaż raz w ciągu dnia poczuje się tym uczuciem dotknięty. Nie chodzi o to, żeby przez cały dzień chodzić uśmiechniętym, ale żeby chociaż raz w ciągu dnia poczuć szczęście. Mi o takie momenty trudno. I to mnie smuci. Bo żeby codziennie odczuwać coś pozytywnego powinnam każdego dnia jeść tabliczkę czekolady. Lubię czekoladę, ale bez przesady. Ja całkowicie zdaje sobie sprawę, że wszystko to jest moją winą. Nie przeczę. Ale i tak się powstrzymuję. Próbuje zachować równowagę. Albo inaczej. Próbuje wolniej spadać w dół. Bo gdybym całkowicie chciała pogrążyć się w swojej melancholii, to już dawno powiedziałbym każdej osobie, która jest że mną blisko, że totalnie mi nie zależy, że chce żeby wszyscy się ode mnie odczepili i zostawili mnie całkowicie samą, bo tego najbardziej pragnę. Bo czego mogę chcieć, skoro nie potrafię być z nikim szczera jeżeli chodzi o moje wnętrze? A potem sobie myślę, że jednak mogę się mylić. Że jednak mi to nie pomoże, tylko jeszcze bardziej ściągnie w dół. No i tak tkwię w tych związkach międzyludzkich. Trochę na siłę. Trochę z własnego wyboru. I to jest egoizm. Jestem cholerną egoistką. Nie przepadam za ludźmi. Dramatyzuję. Boli kiedy się otwieram, więc tego nie robię. Jestem straszna, bo ostatnio coraz mniej się staram. Nawet nie robię akapitów, bo mi się nie chce. Tak samo jak nie mam ochoty na akapity, nie mam ochoty na słońce. Tak, słońce też boli. Deszczowe dni zawsze mnie smuciły, teraz jednak kocham odgłos kropel, które odbijają się od mojego parapetu. To jest takie hipnotyzujące. Najbardziej niepokojące jest jednak to, że nie cieszy mnie już moja muzyka. Panicznie szukam czegoś nowego, bo to co było ze mną kiedyś już mi nie odpowiada. Znudziło mi się. Tak jak nudzi mi się codzienność. O jak cudownie byłoby wyjechać gdzieś samemu, gdzie nikt mnie nie zna i nie zadaje dużo pytań! Zostawić wszystko za sobą i nie dbać o to, że kogoś tym urażę. Wiem wiem. Jestem okropna. Dlatego ciężko mi jest być sobą. Bo zawsze jest ktoś inny. Ktoś o kogo zdanie i uczucia muszę dbać. Muszę zachowywać się w odpowiedni sposób, żeby nie skończyć w psychiatryku. Muszę spełniać odpowiednie normy społeczne, żeby ludzie mnie nie wyśmiali. Muszę na siłę radzić sobie w życiu i układać je w sposób jaki nie chce go układać, bo wyjdę na kogoś słabego. Pieprzony wyścig. Robię wszystko dla innych. Trochę to zabawne, bo dopiero przyznałam się do bycia egoistką. Chodzi mi o to, że robię rzeczy, których nie lubię robić, że względu na innych ludzi, a nie robię rzeczy, które bym chciała, z tego samego powodu. Życie jest chore. I wiecie co jest w tym wszystkim najlepsze? Że ja się tak czuję co rok. Nie przez cały rok, tylko co rok. Kocham wiosnę. Nie wiem czy to naprawdę ma coś z wiosną wspólnego, ale tak to lubię sobie tłumaczyć. Wiecie jaki jest człowiek, na wszystko znajdzie wytłumaczenie. Taka już nasz natura.
No ale trzymajmy się tego, że wszyscy mamy problemy. W porównaniu z tym co się dzieje na świecie, moje są bardzo nijakie. Ale z drugiej strony są moje. Moje własne. I właśnie dlatego są dla mnie najważniejsze. I wiecie co? Ja wcale nie uważam, że bycie egoistą to coś złego. Bo tak na prawdę żyjemy dla innych i czasami zapominamy, że powinniśmy żyć dla siebie. Bo przecież beze mnie nie było by mnie. I jeżeli nie zadbam w pierwszej kolejności o moje potrzeby, to nie zdołam poradzić sobie z innymi.
Trzymajmy się mocno. Jedzmy dużo czekolady.
Komentarze
Prześlij komentarz