Potok myśli, czyli spontaniczny wpis o Oscarach 2017.



Chciałam siedzieć cicho. Wpisu o tegorocznych nagrodach Akademii Filmowej miało nie być. Galę rozdania staram się oglądać co rok. Teraz jest dużo łatwiej, ale wyobraźcie sobie w jaki sposób reagowała moja mama, kiedy chciałam oglądać to w nocy z niedzieli na poniedziałek, a przypominam, że w poniedziałki chodziłam obowiązkowo do szkoły. Ahh, te lata młodości kiedy to potrafiłam nie spać całą noc, a na następny dzień jak gdyby nigdy nic iść na zajęcia. Teraz nie muszę już nikogo błagać na miesiąc wcześniej, wystarczy jedynie wziąć wolny poniedziałek w pracy. W tym roku też wzięłam, ale zrobiłam to jeszcze zanim ogłoszono nominacje do tegorocznych nagród Akademii. Cała ta sprawa z ilością nominacji dla La La Land i brakiem nominacji dla Amy Adams sprawiła, że odechciało mi się wszystkiego.

Plan był taki, że w tym roku zrezygnuje.

Generalnie ta decyzja była podejmowana przez dwa ostatnie lata żeby w tym roku się skumulować. I nie mówię tu tylko o moich zawiedzionych nadziejach, że statuetkę dostał inny film niż chciałam. Po prostu nie miałam ochoty dłużej patrzeć na to sztuczne towarzystwo. Ja wiem, że oni tak pięknie wyglądają. Te markowe sukienki, te makijaże i fryzury warte więcej niż to, co zarabiam przez pół roku. Na dodatek ten czerwony dywan, który sprawia, że wyglądają jak bogowie. Serio, kiedyś mnie to jarało. Teraz mam na głowie centymetrowy odrost, bo nie stać mnie na to, żeby farbować włosy regularnie co 3 tygodnie. Co więcej, kolor nigdy nie jest jednolity, końcówki są zawsze jaśniejsze. W sukienkach wyglądam okropnie, a w szpilkach nie potrafię nawet chodzić. Nie mam czasu na regularne robienie henny na brwiach, dlatego codziennie muszę je malować, a kiedy nie mam na to czasu, to po prostu tego nie robię, a że jestem blondynką wyglądam wtedy przezabawnie. Jestem blada, ale czasami zdarza mi się, że wyglądam jakbym miała przezroczystą cerę. Dopasowanie podkładu czy pudru to jej koloru, to istny koszmar. I to nie jest tak, że narzekam bo nie potrafię siebie zaakceptować. Nie. Tak się do siebie przyzwyczaiłam, że nie przeszkadzam sobie. Sukienki nie są wygodne, zdecydowanie bardziej preferuje glany i trampki. Włosy mam kręcone i to jest pierwsza rzecz, która ludziom rzuca się w oczy. A co do mojej cery, to przynajmniej łatwiej mi o kostium na Halloween. Widzicie? Wszystko ma swój cel. Wszystko, dopóki nie popatrze sobie na to całe towarzystwo



2015, 2016, 2017.
Ten pan stoi ponad tym sztucznym towarzystwem. 



No ale wróćmy do tematu.

Nie widziałam wszystkich filmów, które w tym roku zostały nominowane. W Ameryce przed galą, udostępniane są wszystkie filmy, u nas, no właśnie, nie koniecznie. Wciąż nie widziałam Ukrytych działań, Aż do piekła, Fences, Captain Fantastic, ani nawet La La Land czy Boskiej Florence. Wszystkie te filmy obejrzę, przysięgam, ale po prostu nie wyrobilam się w tym roku, co było też pośrednim powodem, dla którego wpisu o Oscarach miało nie być. Wszystkie, powiedzialam. Trochę minęłam się z prawdą, bo istnieje jeden film, którego nie mam na tą chwilę najmniejszego zamiaru obejrzeć, a mianowicie La La Land.

Kiedy tylko zapowiedzieli, że taki film jak La La Land właśnie powstaje totalnie mnie nie chwyciło. Miałam wielki problem z obsadą. Nie chcę nic ujmować Goslingowi czy Emmie Stone, ale podczas kiedy ten pierwszy wgl na mnie nie działa, to ta druga pojawia się w filmach zbyt często. Jest kobiecą wersją Michaela Fassbendera. Gra ostatnimi czasy we wszystkim. Nie chcę żeby zostało to przyjęte jako krytykę, ale denerwuje mnie to, że nowe pokolenie aktorów, ma nam tak mało nazwisk do zaoferowania. Poza tym, musical. Lubię musicale, i nie jest tak, że z zasady ich nie oglądam. Po prostu uważam, że to niesłychanie trudna robota zrobić dobry musical. Istnieje cała masa filmów o spełnionych czy niespełnionych marzeniach, o ambicjach czy o wielkiej miłości, a to, że ktoś połączył to ze śpiewaniem i tańczeniem nie robi z tego filmu niczego wyjątkowego. Poza tym, serio? Film o takiej tematyce nominowany do najlepszego filmu? Filmy w tej kategorii muszą coś sobą reprezentować. Opowiadać o realnych ludziach, o problemach, mieć przekład na życie codzienne. W 2003 mieliśmy musical, który zdobył nagrodę za najlepszy film, a mianowicie Chicago. Czy zasługiwał czy nie, nie chce tego komentować, bo nie wiem co mogłabym powiedzieć. Faktem jest jednak to, że film jest mocny. Zestawienie silnych i słabych kobiet oraz tego, do czego doprowadzają je mężczyźni. Powtórzę się, że La La Land nie widziałam, więc prawdopodobnie wszystko co mówię, może okazać się jedną wielką bzdurą. Chcę jednak zauważyć że zanim rozdano statuetki wiele osób podzielało ze mną opinie, że film ten wybitnym arcydziełem nie jest. Nie chcę mu odebrać chwały czy coś w tym stylu. Nie. Skoro film zdobywa rekordową ilość nominacji, to coś musi być na rzeczy.

Może jednak napiszę kilka słów o filmach, które udało mi się zobaczyć.

Przez bardzo długi czas moim faworytem był Lion. Ohh, jaki to cudownie piękny film. Zdecydowanie najlepszy jaki miałam okazję zobaczyć w roku poprzednim. Na ten film liczyłam aktorsko, no i może za scenariusz adaptowany. No niestety, nie udało się. Jackie jest filmem pięknie wizualnym. Wspaniale oddziaływuje na wszystkie zmysły. Piękna Natalie Portman, cudowna muzyka i całościowo film pozostawia po sobie wiele dobrego. Na Manchester by the Sea, byłam w malutkim kinie u mnie w mieście. Na sali poza mną znajdowało się może z 15 innych osób. Na początku nie potrafiłam stwierdzić czy to film zrobił na mnie takie wrażenie, czy oprawa wokół. Ten film nie ma słabych punktów. Przez cały seans nie było chwili że myslalabym o czymkolwiek innym. Był po prostu film i nic innego. No i nie ukrywajmy, Casey Affleck w życiu prywatnym może być totalnym chujem, ale aktorstwo ma we krwi. Za każdym razem kiedy ten pan pojawiał się na ekranie czułam, że to jest właśnie prawdziwe aktorstwo. Szkoda że nie czuje tego samego oglądając filmy z Ryanem Goslingiem. Przełęcz ocalonych po pierwsze jest piękną historią o niezwykłym człowieku, na dodatek wyreżyserowanym przez utalentowanego Mela Gibsona. Temu panu też się wiele zarzuca w życiu prywatnym, ale WSZYSTKIE jego filmy, to dzieła godne polecenia. Zdecydowanie wolę tego pana za kamerą niż przed nią. Nowy początek jest filmem bardzo dobrym, ale nie oscarowym. Ja najchętniej oddałabym mu wszystkie kategorie związane z muzyką i dźwiękiem. W zeszłym roku, to Mad Max oczarował wszystkich pod tym względem. I prawidłowo, bo ten film brzmi jak dobrze kopiący utwór rockowy. Nowy początek bardzo różni się dźwiękiem od ubiegłorocznego zwycięzcy, ale w niczym nie jest gorszy. Na końcu wspomnę o Moonlight. Na końcu, bo widziałam go najpóźniej, a właściwie to w ubiegły czwartek. Ciężko jest zrozumieć fenomen tego filmu jeżeli się go nie widziało. Większość zdjęć jest tak zaplanowana, że do tej pory mam przed oczami wybrane ujęcia. Co więcej, montaż obrazu z dźwiękiem to istne cudo! Te światła, te kontrastujące kolory. No i nareszcie dostajemy coś oryginalnego. Świeżych bohaterów, których historię poruszają. Ma się to wrażenie, że gdzieś tam, w jakimś miejscu na świecie ktoś właśnie przeżywa identyczne momenty. Prawdą jest, to że film jak i sztuka na podstawie której powstał, inspirowany jest wydarzeniami z życia twórców.


Zacieszam, bo film zasłużył na dużo więcej.



Oczywiście tyle ile ludzi, tyle opinii, a kategorii za które wręcza się statuetki tylko 24. Jeżeli przyzna się nagrodę jednemu filmowi, zwolennicy drugiego i trzeciego są niezadowoleni. Jeżeli przyzna się ją filmowi drugiemu, to odzywają się ci z pierwszego. Nikomu nie dogodzisz. I tak właśnie ja też nie zgadzam się z niektórymi wyborami. Wiem, że jestem nikim. Że nie mam prawa krytykować pracy tych wszystkich ludzi, bo kiedy oni działają, ja stukam palcami w klawiaturę. Ale tak funkcjonuje świat, jedni coś robią by drudzy mogli to ocenić i wręczyć im nagrody, a trzeci mają na ten temat zdanie, którym lubią się dzielić. Jako, że wyraziłam się już na temat La La Land, dalej komentować nie będę, bo po co? Manchester by the sea i Moonlight skończyły z nagrodą za najlepszy scenariusz. I to jest strzał w dziesiątkę. Nie widzialam Violi Davis w złej formie jeszcze nigdy i chociaż Fences muszę jeszcze nadrobić, nie mam wątpliwości, że i tam pokazała swoją wielkość. Trzymałam kciuki za Deva Patela za rolę drugoplanową, ale nie udało się. Jeżeli chodzi o dokumenty w długim i krótkim metrazu, to widziałam tylko zwycięski White Helmets. Produkcja Netflixa, ostatnio sporo się mówiło zarówno o filmie jak i o organizacji Białych Hełmów, zapewne dlatego statuetka powędrowała do nich. Internet szaleje po tym jak Oscar za najlepszą charakteryzacje dostał się Suicide Squad. Serio? Dla mnie to śmiech na sali, tym bardziej, że w tej samej kategorii walczył o statuetkę Star Trek.

W takich momentach najbardziej w siebie wątpię. Bo jeżeli Star Trek nie zasługiwał na nagrodę, to ja już nic nie wiem. 



Taką ciekawostką jest to, że Damien Chazelle odebrał statuetkę dla najlepszego reżysera zostając tym samym najmłodszym laureatem tej nagrody mając zaledwie 32 lata. Moim skromnym zdaniem powinien był nim zostać w wieku 30 lat za Whiplash. Szkoda, że dwa lata temu nie dostali nawet nominacji dla najlepszego filmu. 

Wspomnę jeszcze tylko o pełnometrażowej animacji. Wygrała Zootopia. I dobrze. Ostatnio coraz częściej robi się i nagradza animacje, które mogą wydawać się mało zrozumiałe dla dzieci. Osobiście bardzo się z tego cieszę. Bo kto powiedział, że jak bajka, to musi być kierowana dla najmłodszych widzów. Jestem pewna, że dzieciom Zootopia także się spodoba, ale nie będą potrafiły nazwać po imieniu rasizmu, szowinizmu, czy nie zauważy easter eggów do Wiedźmina, Breaking Bad czy Flasha. 

Porozmawiajmy teraz o najważniejszej kategorii i o największej wtopie wieczoru, która stała się bezpośrednim powodem dla którego postanowiłam się tym wszystkim z wami podzielić. Oscar dla najlepszego filmu. Z jednej strony cieszę się, że to nie La La Land, a jeden z moich faworytów zdobył statuetkę, z drugiej jednak współczuję trochę twórcom La La Land za całe zamieszanie do którego doszło przy jej wręczeniu. 

Best Picture. Nie ma wątpliwości, kto zdobył nagrodę.
Chociaż koperta mówi wyraźnie Actress in a leading
role.



Jak to w ogóle możliwe, że na wielkiej gali jak rozdanie nagród Akademi Filmowej doszło do tak katastrofalne pomyłki? Wciąż nie potrafię tego pojąć. Potrafię zrozumieć, że każdy ma prawo do pomyłki, że wszystko się może zdarzyć. Ale są granice. To było po prostu bezduszne w stosunku co do twórców La La Land. Producentom przerwano w połowie zdania i oznajmiono, że błędnie odczytano zwycięzcę. Planowane czy nie, producenci nie wyglądali na uprzedzonych wcześniej. Wersja jest taka, że pomylono koperty. Wcześniej statuetkę odbierała Emma Stone za najlepszą rolę kobiecą gdzie widniało i jej nazwisko, i nazwa produkcji.  Zrodziło się wiele teorii, że to Leo trzymał kopertę z imieniem Emmy Stone, potem wypowiedziała się sama aktorka, że ona również miała ją w dłoni. Nie wiadomo jak to się stało, że na scenę zabrano złą koperte, nie dziwię się, wszyscy byli zapewne tak zaabsorbowani tym co dzieje się wokół nich, że nikt nie zauważył napisu na kopercie. Ale chyba każdy dostrzegł zmieszanie na twarzy Warrena Beatty tuż po otwarciu koperty. Dla mnie wszystko to brzmi żałośnie. Gdyby to się zdarzyło przy nagrodach Polskiej Akademi Filmowej, to byłabym w stanie to zrozumieć. No ale cholera, Oscary? Really? Nie dziwi mnie, że spora część ludzi wciąż uważa, że to było zaplanowane. Szkoda tylko, że ktoś zapewne staci przez to pracę.


Gdybyśmy wszyscy potrafili doceniać te najmniejsze rzeczy,
tak jak Lin-Manuel Miranda docenia swojego czekoladowego
Oscara, życie byłoby łatwiejsze. Ten pan wygrywa wg mnie wszystko.


No ale, bądźmy dorosłymi ludźmi. La La Land zdobyło 6 statuetek, w tym dla najlepszej aktorki i reżysera. To bardzo dobry wynik. Myślę, że nic nie było im w stanie popsuć wieczoru, nawet ta głupia pomyłka. Poza tym z tego co wiem, La La Land nie ma być filmem idealnym, gdyby na prawdę dostał Oscara za najlepszy film, mógłby na tym stracić. Jest też kolejna teoria, która najbardziej mi się podoba. Ta, która mówi, że mamy dwóch zwycięzców. Bo czy nie jest tak? La La Land z sześcioma nagrodami, Moonlight ze statuetką za najlepszy film. Dwa zupełne inne filmy i dwóch zwycięzców. 





Jednak co do tych miłych elementów wczorajszej gali. Jimmy Kimmel jako prowadzący był wspaniały. Właściwy człowiek na właściwym miejscu. Żartobliwy monolog na początku, nie obyło się również bez wspomnienia Trumpa, zgasili go przy użyciu jego własnej broni. Cute dialog między Kimmelem a młodym aktorem Sunnym Pawarem znanego z roli w Lion. Droga do domu zakończony motywem muzycznym z The Lion King, that's it! Plus Hollywood Horror Story: gluten spadający z sufitu. Pojawiają się zdania, że gala za bardzo przypominała show Jimmy'iego Kimmela. Był roast Matta Damona, były mean tweets. Ja tam nie mam nic przeciwko. 



#Merylsayshi i zaorane.


Jednak najwspanialszym momentem całej ceremonii było wystąpienie Setha Rogena z Michaelem J. Foxem. Nie mówię tu tylko o tym, że wysiedli z samochodu, a Rogen w butach przyszłości. Halo halo! #Hamilton tak bardzo. Michael J. Fox i jego "Elizaaaaa" o wow to było mocne. Co więcej lepsze niż to okazała się sama reakcja Lin-Manuela Mirandy. Jak ten człowiek potrafi się cieszyć! Aż pozazdrościć. 



Na totalne zakończenie dodam tylko, że oglądałam We bought a Zoo dwa razy. Matt Damon nie powinien się przejmować. Ten film nie jest aż TAK zły. A Ben Affleck po swoim udziale w Batman vs Superman jest chyba ostatnią osobą, która mogłaby komentować wybory innych aktorów. 

Anyway, jeżeli w przyszłym roku najdzie mnie myśl, że nie powinnam oglądać gali rozdania nagród Akademi Filmowej, to przypomnę sobie tegoroczne wydanie. Historie najlepiej ogląda się na żywo.






Ahh! I jeszcze jedno. Spotkałam się z opinią, że Oscary są upolitycznione. Owszem, są. Ale nie mylmy upolitycznienia z poprawnością polityczną. Pierwszy termin odnosi się do tego, że ceremonia jak i aktorzy, którzy na niej przemawiają, mają prawo mówić o rzeczach ważnych i ważniejszych. W tym wypadku, u nich ważna jest polityka. Chętnych odsyłam do wpisu Kasi Czajki aka Zwierza Popkulturalnego. Jeżeli chodzi jednak o poprawność polityczną, to powiem jedno, tam ni daje się statuetek z litości. A odniosłam wrażenie, że nie każdy zdaje sobie z tego sprawę. W zeszłym roku dając statuetkę Spotlight, Akademia udowodniła jak bardzo mają wyjebane na opinie publiczną. W tym roku zrobiła to ponownie. To nie polega na tym, że ktoś nagle mówi "ej dajmy nagrodę Moonlight, bo jak tego nie zrobimy, to posądzą nas o rasizm i homofobie". Martwiłabym się bardziej w drugą stronę. Cieszy mnie natomiast, że w końcu nauczyliśmy się doceniać filmy bez względu na bariery. Jeżeli natomiast ktoś dalej ma z tym problem i wciąż uważa, że to takie dawanie nagród na odczepnego, to trudno. Ponad 80 lat robienia tego wszystkiego, żeby w końcu robić coś na odwal się? No cóż, mam tylko nadzieję, bardzo wielką, że może w końcu takie osoby na prawdę zaczną oglądać dobre filmy, zaczną wyciągać z nich wnioski i przestaną się ograniczać jakimiś nudnymi zasadami i barierami. Bo skoro nawet Akademia tego dokonała, to im uda się tym bardziej. 

Komentarze